Łowisko okazało się małą, lecz trudną wodą. Pływają łódką wcale nie łatwo było wytypować miejsca do położenia zestawu, a co dziwniejsze wszystkie miejsca okazały się słuszne, zanęta, ziarna i kulki znikały z miejscówek - niestety nie te na naszych włosach. Ryby były bardzo ostrożne. Doczekaliśmy się, a właściwie Tomek doczekał się tylko jednego odjazdu. Odjazdu jakiego dawno nie widziałem. Dzikie odjazdy karpia skończyły się na gałęzi i urwanym przyponie, ale pokazał on, że łowisko ma potencjał i na pewno warto jeszcze je odwiedzić.
Dwie doby minęły szybko. Okazało się, że znów wracam do domu "o kiju", ale z uśmiechem na twarzy, gdyż kolejny raz miło spędziłem czas, a ryby pokazały mi, że muszę jeszcze trochę poćwiczyć aby choć przez chwilę móc pomyśleć, że wiem jak je złapać;)
Plan na najbliższe tygodnie: Świdwin lub Przelewice, zawody Karp w Dolinie i nocki na Dolnej Odrze.