niedziela, 29 marca 2015

Osiem kilogramów szczęścia, czyli pierwszy tegoroczny karp na macie

Na dniówkę w Przelewicach umówiliśmy się z Tomkiem kilka dni wcześniej. Udało nam się trafić w tzw. "okno pogodowe". Pogoda nie jest najlepsza od kilku dni, ale na sobotę zapowiadało się bez opadów. Pobudka 5 rano i jedziemy... Humory nam dopisywały, ale niestety niemal całą drogę padał deszcz. Czyżby śledzone prognozy miały się nie sprawdzić? Na szczęście się sprawdziły, zanim dojechaliśmy na łowisko przestało padać, a w ciągu dnia nawet na kilka chwil zza chmur wyszło słoneczko.

Każdy z nas pospiesznie rozkłada stojaki, wędki, wiąże zestawy, pełni nadziei czekamy na pierwsze piiii.... Ja postanowiłem nęcić punktowo, także wykorzystałem przygotowane dzień wcześniej siatki PVA wypełnione miksem chili Solara.

Pierwszą przygodą jaka nas zastała to latający parasol... Podmuch wiatru sprawił, że mój nowy parasol wylądował w wodzie i szybko zatonął. Niestety nie byliśmy w stanie go sięgnąć i kilka minut zajęło zanim udało nam się go wydobyć na brzeg. Na szczęście obyło się bez kąpieli, ale parasol wymaga drobnej naprawy, gdyż lekko się rozdarł.


Sekundy, minuty, godziny mijały szybko a nasze sygnalizatory milczały jak zaklęte... Nie pomogły zmiany przynęt, przyponów i wszelkie możliwe kombinację. Około godziny 15, czyli niespełna dwie godziny przed wyjazdem wpadłem na pomyśl... "Tomek masz pellet? Daj wyniosę wędkę w pałkę i może coś zlowimy" powiedziałem i tak zrobiłem. Wędka wyniesiona, zarzucona, wracam... mija może dziesięć minut i odzywa się centralka. Patrzę na poda. Nic się nie dzieję. Co jest? Po chwili dociera do mnie, że to wędka wyniesiona pod pałkę. Szybki sprint, kij w górę i jest... jest kontakt z rybą... "Oby nie weszła w pałkę" pomyślałem i chwyciłem z szpulę... na szczęście karp chciał współpracować i bez większych problemów pozwolił się wprowadzić do podbieraka. Pierwszy w tym roku, pierwszy wiosenny. Całe osiem kilo szczęścia. Po sesji fotograficznej misiek wraca do wody


Jest godzina 15:50. Zadowolony stwierdzam, że "zadanie wykonane". Tomek postanawia też założyć pellet na włos i posyła wędkę w podobne miejsce tego w którym ja położyłem swój zestaw. Nasze wędkowanie zbliża się do końca... 16:40 podejmujemy decyzję o pakowaniu sprzętu i po chwili "pik, pik" odzywa się niemrawo Tomka sygnalizator. Chwila konsternacji, wędka do góry i jest! Kolejny karp w kontakcie. Bez większych problemów Tomek doprowadza go do podbieraka i też ma swojego wiosennego karpa na macie. 7,7 kilograma i również uśmiech na twarzy.


Szczęśliwi możemy wracać do domu. 10 godzin nad wodą spełniło nasze oczekiwania.

Teraz czeka mnie trzy tygodnie przerwy w wędkowaniu. Mam nadzieję, że czas ten minie szybko, a pogoda okaże się łaskawa i woda w naszych jeziorkach nagrzeje się i karpie zaczną chętniej pobierać pokarm. Zapraszam do galerii i do zobaczenia nad wodą!